wtorek, 21 sierpnia 2007

podroze kulinarne


Po pierwsze mate de coca czyli to co tutaj sie pije wszedzie w kazdym miejscu, zwlaszcza w terenach gorzystych.
Mate jest przygotowywana z suszonych lisci koki, ma delikatny smak i nie daje zadnego "elementu basniowego" jak mawial Jasiu Himilsbach.
Podobno ma lagodzic efekty choroby wysokosciowej, ale podobno.







Drugi przysmak tutejszy, taki uliczny fastfood, to empanadas´y. Pierozek smazony w oleju (?), ciasto kruche jak francuskie a nadzieni to mieso z warzywami, lekko pikantne i bardzo bardzo okej.








Roccoto relleno czyli przysmak z Arequipy. Papryczka ostra (klocilbym sie czy taka strasznie ostra) z miesem i ryzem w srodku. Do tego zapiekanka z ziemniorow, jak przystalo na ojczyzne kartofla, wszystko z lokalnym serem.



Alpaca czyli jeden z rodzajow lamy, przypomina wolowine z faktury miesa, natomiast smakiem zblizona do krzyzowki dziczyzny z baranina i wolem. Niespotykane u nas, polecam.





I absolutny hit kulinarny Andow, ktory mnie podszedl smakowo wybitnie,
Cuy choctado czyli smazona swinka morska!
Tak, tak te sympatyczne, smierdzace gryzonie ktore polskie dzieci hoduja w skrzynkach po jablkach na gazetach i karmia nasionami sa andyjskim przysmakiem. Mieso smakuje podobnie do kurczaka, nie jest tego moze duzo i je sie to troche jak skrzydelka z kurczaka wypluwajac co chwila lopateczke, biodereczko albo zebereczko ale samo mieso jest wysmienite.


Maklowicz poleca :P

Po zjedzeniu dzis tego wszystkiego moge zacytowac Mr. Creosote
"Fuck off, I´m full"









2 komentarze:

prodeus pisze...

jak sa liscie to i proszek gdzies tez musi byc ! uzytkownik polecam :P
raz warto sprobowac, choc koniuszkiem jezyka ;-)

Wojtek pisze...

Może miętóweczkę na deser? :-)