środa, 25 lipca 2007

znow szpitalnie






wyjazd sie skonczyl, wrocilem do szpitala, poniedzialek znow na bloku, natomiast we wtorek poszedlem na spotkanie w prywatnym centrum medycznym Metropolitan Hospital do dr Jose Garces, radiologa.
Prywatne centrum robi wrazenie, 3 budynki, dookola skrzyzowania polaczone nadziemnymi tunelami. Kafelki, szklo, ciepla woda osobno, zimna woda osobno. Luksus.
Zwiedzilem centrum diagnostyki obrazowej i radiologii interwencyjnej i powiem tak, sprzecik maja... w pyte.
Siadlem sobie tez za sterami rezonansu i chwile bawilem sie tym co daje mozliwosc cyfrowej obrobki. Obrazy prawie jak w atlasie anatomicznym wychodza. Warstwa ze szkieletem - prosze bardzo, dorzucamy naczynia? juz sie robi. Pluca i podejrzenie nowotworu, zaraz sie zaladuje obraz 3d, jest podejrzane ognisko, robi sie ciecie przez warstwe, cos jak wirtualnym mikrotomem i mamy obraz "slice" taki kilka milimetrow, widac oskrzela, oskrzeliki, oskrzeliki koncowe. Niezle urzadzenie.
Potem ogladnalem kilka opracowanych przypadkow, glownie wad wrodzonych serca i naczyn. Pieknie zobrazowane, a do tego na koniec kazdego wyrenderowany wirtualny model 3d. Mozna go obracac, zdejmowac i dodawac warstwy, etc. Przy tym swietna jakosc obrazu. Bardzo pogladowa lekcja. Fotki wrzuce pozniej.
Chwila z pracy dr Garces, zrobil kilka USG w pokoju obok, jama brzuszna, nerki, pecherz moczowy. Bez opisu. Okazalo sie ze klikajac magiczny guzik wysylal zdjecia do "druku" i po chwili gdy bylismy w pokoju opisowym, a wlasciwie w pokoju dyktowania opisow przyniesiono mu klisze z tym co przed chwila bylo w USG. Dyktafon. I tyle. Opis robi sekretarka.

Wczoraj bylo cos na ksztalt pozegnalnego party w restauracji na zboczu doliny w ktorej lezy Quito, przy ulicu o nazwie Iquique. Piekna nazwa. Na kolacyjke IFMSA-Ecuador postawilo danie z owocow morza, winko, etc. Do tego z imprezy wyszedlem bogatszy o 60usd, ktore mialem dostac na lunch na caly miesiac. Milo. Od razu poszlismy na piwo pozniej :) A kto bogatemu zabroni? :P

Dzis w szpitalu tradycyjnie 2 laparoskopie. W jednej z nich chirurg skoagulowal za mocno przy preparowaniu szyji pecherzyka i byla chwila odsysania zolci i szukanie kikuta przewodu pecherzykowego. Reszta tradycyjnie jak w poprzednich opisach.

Ide zaraz na spotkanie z Polaczkami, matka prawniczka z corka (oryginalnie Katowice), ktore prysnely kiedys z Polszy i teraz za bardzo wrocic nie moga, bo dziecko przed 18 rokiem zycia jesli oficjalnie, papierki, costam-costam z przeniesieniem miedzy szkolami, jest automatycznie zglaszane jako porwane polskiemu wymiarowi scigania. A jako ze obecnie mloda ma 12 lat to maja problem. I tak dziewczyny trafily do Chin, Kolumbii, Wenezueli a obecnie Quito. Zalatwiaja papiery aby prysnac na stale do Australii na dniach.

Fotosy wieczorem.

1 komentarz:

prodeus pisze...

12 lat... jeszcze 6 jej zostalo :P