poniedziałek, 16 lipca 2007

COTOPAXI






no tak, niedziela uplynela pod znakiem wyprawy na pobliski wulkan, Cotopaxi (5897)
o 8 rano zebralismy sie grupa 7 studenciakow ze Szwajcarii, Kanady, Brazylii i Ekwadoru pod pod centrum handlowym. Zapakowalismy sie do LandCruisera i zaczelismy wyprawe w kierunku Cotopaxi (2,5h od Quito). Wjezdza sie w boczna droge na lewo od Panamericany, po okolo 3 kilometrach drogi przez wioski i kamieniolomy dotarlismy do kasy, 2usd od lebka i mozemy wjechac, tak samochodem do Parku Narodowego Cotopaxi. Droga do podnoza wulkanu to okolo 15km od bramy parku, nie ma tam autobusow (chyba ze sie wynajmie przez biuro podrozy) wiec najlepiej dotrzec samochodem.
Kilka jeziorek na rowninie usianej glazami i dojechalismy do podjazdu. Zaczelismy wspinaczke do parkingu pod Refugio (to z zoltym dachem) i wjechalismy autem na 4300. Na tej wysokosci nawet samochodom brakuje tlenu i czuc wyraznie okrutny spadek mocy silnika.
Potem krotka (?) i okrutnie wyczerpujaca wspinaczka na 4800 do schroniska po wulkanicznym pyle i kamieniach. Zadyszka, tak poprosze. Furosemid, tez poprosze.
Przypomina sie charczenie pod Annapurna, uczucie braku powietrza, bol glowy, zaburzenia swiadomosci, wymioty; same frukty. Tym razem obylo sie bez tego wszystkiego i nieprzyjemnego AMS ale furosemid PO przyjalem. Bol glowy tez poczulem. Ze schroniska dotarlem na 5000mnpm, polowe drogi od schroniska do podnoza lodowca i stwierdzilem ze wystarczy :P jestem czlowiek z Wroclawia, wakacje tak owszem, Kolobrzeg, Augustow, w porywach Zakopane.

Do auta zeszlismy okolo 5pm, powrot ta sama trasa co wspinaczka, potem droga do Quito, Brazylia zdobyla Copa America o czym informowal wydzierajacy sie przez glosniki samochodowe spiker.
Jak wlazlem do lozka od razu zasnalem. Niby wlazenia nie bylo duzo, ale jakos tak nieswojo mi na 5000.


Jesli chodzi o zwiedzanie parku Cotopaxi, to najlepsza opcja jest samochod, drugie w kolejnosci jest zabranie sie na zorganizowana wycieczke z biurem podrozy w wynajetym autobusie albo 4x4, teoretycznie mozna tam dotrzec na piechote od Panamericany, jednak jest to wyprawa na okolo 4 dni z nocowaniem na rowninie w namiocie, ktory trzeba ze soba wnosic, podobnie jak caly ekwipunek biwakowy i jedzenie i picie. Od bramy parku jest jedno miesjce do Refugio gdzie mozna kupic cos do jedzenia/picia (Muzeum Parku Cotopaxi).
Pewna szansa wydaje sie tez zalapanie na "stopa" do jakiegos auta ktore jedzie w gore, ale to maksymalnie dla 1-2 osob.
Z parkingu na 4300 mozna tez zjechac na rowerze ktory wwioza na parking pod Refugio razem z uczestnikami downhill'u; jest to w ofercie biur turystycznych.

4 komentarze:

ztv pisze...

a co to paxi? i gdzie teraz jesteś?

mać pisze...

to taki gejzer z lawa :P

Wojtek pisze...

Przegranska telepatia, my przez 3 dni wdrapywalismy sie na Dzabal Tubkal, najwyzszy szczyt Atlasu :-P Pzdr z Marakeszu!

Anonimowy pisze...

ryba pisze...

ale mowiłem ci zebys zuł liscie koki. nie wierze ze nie maja...