niedziela, 8 lipca 2007

00 593

no Ekwador,
w koncu dotarlem, linie lotnicze LAN, tutejszy potentat, ogolnie "daja rade". Mila obsluga, drinki, lot na czas.
Ladowanie w Quito przypomina podejscie w Kathmandu, pilot skrecal co chwila w lewo i w prawo trzesacym sie kokpitem airbusa a za oknem mijal zboczami kolejnych gor lecac w dolinie. Normalnie jak we Flight Simulator. A Andy w calosci wysokosciami przypominaja przelot przez Himalaje 3 lata temu, gory ktore sa prawie na rowno z wysokoscia samolotu. No spore te gory. Mozna zmarnowac podeszwy.

Odprawa paszportowa przebiegla bez problemu. Tak jak MSZ podawal na stronie Polaczki nie musza miec wizy, nie ma tez zadnej oplaty wjazdowej. Po prostu deklaracja czy wwozi sie jedzenie/narkotyki/bron/skore z tygrysa i inne rzeczy jakie kazdy wozi ze soba na codzien w podrecznej torbie obok szminki. Mily pan probowal przeczytac moje nazwisko po czym, zwatpil, nazwal mnie "Magic" :P i zabral te kartki z deklaracjami, wbil pieczatke i juz jestem po drugiej stronie linii. Bez problemow zbednych.

Troche danych klimatycznych, +20C, jest zielono, roznica czasu wynosi 6h w tyl w stosunku do Polski.
Quito lezy na 2800mnpm, czyli jakby to zobrazowali w programie National Geographic, "to tak jakby wybudowac apartament na 400-metrowym maszcie na Rysach".
Miasto sprawia wrazenie calkiem cywilizowanego, asfalt, samochody, sklepy z lodowkami :)
Z racji tego ze miasto lezy w dolinie, przez ktora wzdluznie przebiega lotnisko, widok z kuchni mieszkania jest... hmmm... "dzialajacy na wyobraznie". Dom jest moze 1-2km od lotniska, akurat na trasie podejscia do ladowania.
Na obiad zaserwowano puree ziemniaczane z czyms co wygladalo jak male kotlety schabowe ale w ksztalcie polowek zminiaturyzowanych 4-ro centymetrowych bananow. Po chwili do mnie dotarlo - krewetki w panierce.
Calkiem, calkiem. No i ten boeing 767 w oknie.

Mieszkam u ekwadorskiej rodzinki, podobno razem ze studentem z Hamilton w Kanadzie.

Miasta jeszcze nie zwiedzalem specjalnie, chyba mnie jednek pokona sen dzis.

A´propos 00 593.
Oczywiscie nie moglo byc inaczej. Wzialem telefon bez simlocka ze soba aby zakupic "prepago", no i Ekwador ma GSM 850... Chile, Peru, nawet Nepal podobno dorobil sie GSM 900 i GSM 1800 czyli tego co nam w Europie i wiekszosci swiata dano.
Zatem jestem niestety bez lacznosci telefonicznej do konca lipca i jesli cos, to poprosze na "@"

3 komentarze:

prodeus pisze...

gsm pinset :P

Unknown pisze...

czytam to i gula rośnie z zazdrości!!!:) a tak na serio to baw się tam dobrze!!! może kiedyś ja zdobędę Am.Pd a tak na razie ty będziesz to robił za mnie!:)
jak będziesz na równiku sprawdź tą siłę Coriolisa, bo Cejrowski coś z tym namieszał:)
pozdr qrpisz

mać pisze...

sila coriolisa nie istnieje, rownik tez jak sie okazalo nie istnieje.

po pierwsze, piwo kreci sie w kuflu w czasie picia w ta sama strone po obu stronach rownika, a po drugie rownik zle namalowali, jest niecale pol kilometra dalej jak mowi GPS :p