środa, 18 lipca 2007

lunch w szpitalu






W poniedzialek tradycyjnie byly zabiegi, laparoskopowy "worek" oraz cancer de colon, wycieli okolo 30 cm okreznicy, zespolili koniec do konca staplerami, i tak to wygladalo.

Jednak nie o tym chcialem dzis napisac. W zeszlym tygodniu zapytano mnie czy jestem sklonny wydac 8usd. Odpowiedzialem ze tak i wreczylem odliczona kwote jednemu z lekarzy.
Pieniazki te jak sie okazalo zasilily fundusz integracyjny oddzialu i dzieki temu dzis we wtorek (w ktory nie ma zabiegow, ino obchod oddzialu) zostalem zaszczycony mozliwoscia wziecia udzialu w lunchu.
Tak tak, salpicon de mariscos, zupa z krewetkami, ktora lokalesi zajadaja wsypujac do niej tone popcornu, druga tone smazonych platkow banana i polewajac to wszystko wsciekle pikantnym sosem w stylu Tao-Tao. Jesli komus jeszcze bylo malo, mogl wcisnac do miski z zupa solidna porcje siekanej cebuli i odrobine soku z limonki dla smaku. Aaaa zapomnialbym, wszystko bylo popijane bialym winem i Pepsicola.
Impreza udana, moze to nie to samo co obiady studenckie, ale git. Flaszka w szpitalu. Jak w zamierzchlych czasach u nas, ktore znam z opowiesci.

Jako Polak wykazalem sie umiejetnoscia tu nieznana. Gdy korkociag rozerwal korek a flaszka wina byla na dobrej drodze by zakonczyc impreze nietknieta w kuble, przejalem ja i uzywajac kciuka wepchnalem korek do srodka. Zachwyt byl nieopisany. Umiejetnosc nabyta w czasie matur w Parku Poludniowym jest iscie miedzynarodowa.

Z innych newsow, kot wlascicielki mieszkania zlal sie dzis na kanape.
Juz wiem dlaczego wszystkie meble ma pokryte gustowna folia malrska. Mocz pieknie zbiera sie w niej tworzac romantyczna kaluze wsrod kolonialnych mebli.

2 komentarze:

ztv pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Unknown pisze...

Ale ja nie rozumiem, o co chodzi z tym wpychaniem korka kciukiem?