Wlasnie wciagnelismy ogromnego steka z krowy z Monika i Norbertem. Jestesmy niezywi.
To taka moja mala namiastka za opuszczenie argentynskiej Mendozy. Jesli tam to jest pyszniejsze (a z tego co wiem jest) to w Argentynie moglbym zamieszkac i hodowac krowy.
Zapomnialem napisac ostatnio.
Zwyciestwo nad dyktatorskim systemem boliwijsko-chilijskim zostalo osiagniete i po niemalze krwawych bojach Norbert odzyskal zagubiona na solnej pustyni pod Uyuni torbe z pamiatkami z wyprawy od Costa-Rica do Chile. Kosztowalonas to pyszny tydzien spedzony na pustyni Atacama i kilkanascie flaszek taniego (tu) chilijskiego wina.
Dzis pozegnanie, rano towariszcze leca do Buenos Aires, Mediolanu i Berlina by osiagnac Poznan.
Ja jutro z rana szarpnalem sie jeszcze na akcent na zakonczenie.
Jade na narty :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz